Cel na rok 2017 był jasny i klarowny,zdobyć wymaganą liczbę punktów do udziału w zapisach i losowaniu na bieg CCC w ramach festiwalu Ultra Trail Mont Blanc. Po udanym biegu w Lądku Zdrój i zdobyciu 4 punktów należałoby wykonać drugą połowę pracy i pokonać w limicie trasę BUT60. Przygotowywałem się do biegu prawie 2,5 miesiąca,trenując średnio 5 razy w tygodniu, pokonując między 65-80 km tygodniowo. Limit czasu dodatkowo wydłużony przez organizatora dawał naprawdę duże szanse na pokonanie trasy w limicie i uzbieranie wymarzonych punktów.

Profil wysokościowy trasy BESKIDY ULTRA TRAIL 60

Profil trasy z wysokościami i punktami żywieniowymi
Piekło
Na bieg wybrałem się ( z rodzinką) autem w piątek około godziny 14:00, całkowicie zaufałem nawigacji która pokazywała dojazd w około 6 godzin. Cała trasa szła zgodnie z planem, dopóki nie dotarliśmy do Wrocławia gdzie po przeliczeniu trasy nawigacja poinformowała że na miejscu będziemy około 22:00 ( biuro zawodów czynne do 22:00, o odprawie już dawno nie myślałem). Zdecydowałem się na objazd i zwiedzanie pobliskich wsi i małych miejscowości, trwały dyskusje w jakim kierunku najlepiej, atmosfera zgęstniała ale najważniejsze poruszaliśmy się naprzód. Prawdziwe nerwy zaczęły się koło 21:00 kiedy nadal nie miałem żadnej pewności że zdążę odebrać pakiet, kilka nerwowych telefonów, kilka rozmów w aucie w końcu informacja od organizatora : “ poczekamy”. Do biura zawodów przyjechałem 21:58

Pakiet odebrany – jest radocha
Odebrałem pakiet, odetchnąłem z ulgą i pojechałem do naszego pensjonatu z jednej strony czując ulgę a z drugiej strach przed nadchodzącym startem. Kolejne dwie godziny sprawdzałem,układałem, pakowałem i planowałem cały sprzęt.
Mój strach dodatkowo potęgowało to że bieg miał wystartować w nocy co było dla mnie nowością. Po trzech godzinach snu pojechałem wspólnie z żoną na start. Krótka rozmowa zakończona “ Uważaj na siebie” i udałem się na odprawę techniczną. Organizatorzy szybko i sprawnie sprawdzili sprzęt, zawodnicy ustawili się na linii startu.

Na chwilę przed startem.
i START ruszamy.
NIEBO
Tłum ludzi z czołówkami , kilka osób odpala kolorowe flary, na ulice wylewa się prawdziwy tłum biegaczy jest po prostu magicznie, chłonę każdą sekundę i już wiem że starty w nocy mają w sobie coś wyjątkowego. Jeszcze nie zdążyłem się rozpędzić a tu już czeka na mnie podejście na Klimczok ( krótka pogawędka z Chrisem z On The Move) o tym że trasa trudna, wymagająca i maszerujemy w górę. Po wymagającym wejściu na górę pierwszy nocny zbieg dla mnie, początkowo mnóstwo luźnych kamieni, zbiegam bardzo ostrożnie, ale z każdą minutą czuje się pewniej i zbiegam szybciej czując niesamowitą adrenalinę.

Jacek Deneka – Ultralovers
Na pierwszym punkcie odżywczym nie zabawiam zbyt długo, kilka łyków izotonika i biegnę dalej. Pierwsze 10 km pokonałem w 1,5 godziny a wydawało mi się że biegnę bardzo szybko
🙂 za chwilkę czekało jednak już kolejne podejście, napierając myślałem o tym że za chwilę zobaczę mój pierwszy ultra wschód słońca. Kolejne bardzo strome podejście daje mi się we znaki, ale walczę dzielnie mija mnie w tym czasie sporo zawodników z kijami trekkingowymi. Wolno pokonuje kolejne kilometry, wdrapując się najpierw na Kozią Górę a potem na Szyndzielnię, zmęczenie daje znać o sobie zaczynam zbiegać ale wtedy wyłania się słońce, zatrzymuje się i jest po prostu przepięknie.
Mój pierwszy w życiu poranek w biegach ultra, naprawdę zapiera dech, w jednej chwili odzyskałem wigor i siły jakby wróciły, znów zbiegam jak szaleniec. Około 7:30 melduje się na drugim punkcie żywieniowym w Wapienicy na 26km zmęczony ale zmotywowany do dalszej walki. Odliczam km do następnego punktu żywieniowego, stwierdzam że limit czasu 12 godzin jaki założyłem trzeba zmienić bowiem szacuję że trasę uda się pokonać w 10,5 lub 11 godzin. Składam meldunki żonie, po opuszczeniu każdego z punktów żywieniowych. Po pięciu godzinach jestem już na kolejnym punkcie żywieniowym w Brennej, za mną 36 km biegu, zmęczenie powoli daje znać o sobie, a ja cały czas obliczam…. może uda się w 10 godzin?
Pełen werwy zmierzam do ostatniego punktu żywieniowego który znajduje się w okolicach 45 km (choć chyba był ostatecznie na 48). Trzymam się zasady żeby zbyt długo nie marudzić na punktach żywieniowych, napełniam softflaski, łapię kilka ciastek i w drogę.
Bez oznak większego kryzysu kontynuuje bieg, droga na Skrzyczne, rzut oka na profil trasy po wejściu na górę będzie piękny zbieg do mety! Huraaaa!! Spróbuje zaatakować 9h:30min
Trasa na same Skrzyczne, dłuży się niemiłosiernie, na szczęście kibice pozdrawiają i dopingują sporadycznie pytając “ a co to za bieg?
🙂 Zbiegam z jednym zawodnikiem ( chyba Filip) po stoku narciarskim, nagły skręt w prawo i zaczyna się bardzo wąska ścieżka cały czas prowadzać w dół.
Z okolic 52 km składam meldunek że za około 70-90 minut powinienem być na miejscu, grubo przed czasem który początkowo zakładałem, pomimo dość sporego bólu ud,staram się cały czas zbiegać, wszystko idzie pięknie i nagle czar pryska……………………………………….
nie widzę oznakowania trasy, zbiegam w dół jeszcze sto lub dwieście metrów, zegarek informuje mnie że zboczyłem z kursu….. telefon do żony, brak zasięgu cofam się w poszukiwaniu oznakowania, nie widzę, decyduje się na trasę na skos. Zegarek zaczyna świrować na przemian karmiąc mnie informacjami “ ok jesteś na trasie na przemian z jesteś poza kursem” zaczynam głupieć a narastające zmęczenie nie pozwala trzeźwo ocenić tej sytuacji. Po 20 minutach walki i przeprawie przez strumyk, widzę przebiegające postacie, po oznaczeniu widzę że są z trasy BUT 40. Rzut oka na zegarek, straciłem jakieś 20-25 minut czasu. Nagle morale i radość zbiegu spadają do zera. Nie mam ochoty już walczyć o minuty czy godziny…przestało mi zależeć. Jestem znowu na szlaku, Filipa który biegł raptem kilkaset metrów przede mną już dawno nie ma, biegnę chwilę z dwójką zawodników z BUT40 i kolejny raz gubię trasę… na szczęście razem z innymi zawodnikami szybko znajdujemy właściwą trasę i wtedy upadam przede wszystkim psychicznie po raz drugi. Wówczas w głowie majaczy mi opis organizatorów kiedy to publikując trasę BUT60 wspomnieli coś w stylu “ kiedy będzie się Tobie wydawać że pokonałeś już BUTa wówczas będzie czekało na Ciebie podejście pt “ Siodło”. Podejście które zniszczyło mnie ostatecznie, okazało się bardzo strome, pokonałem je na czworakach często siadając na kamieniach, minęło mnie sporo zawodników, jeden uratował łykiem wody gdyż na dobicie skończył się mój zapas wody. Docieram na górę, do mety już z górki raptem kilka km ale moje nogi już nie niosą, marzę tylko o zimnej coli i o tym aby się położyć. Ostatnia wymiana smsów z żoną i zbliżam się do mety w Szczyrku, wiem że nie złamię 9,5 godziny staram się zmieścić w 10. Wściekły wpadam na metę, odczuwam gorycz i kompletną porażkę, rzucam okiem na listę z wynikami
Mik0łaj Lasek miejsce 41 czas 9:37:49 , patrzę jeszcze raz Filip za którym biegłem 9:10:17 i 20 miejsce, mój wniosek jest jeden- straciłem 2o miejsc. Na mecie czeka już żona z napojami, słodyczami i wszystkim o czym mogę pomarzyć, nie mam ochoty zostać w strefie finiszera, idę prosto do samochodu cały czas głośno komentując moje zgubienie się. Po obiedzie zasypiam na kilka godzin, przesypiając drugą część dnia.
p.s. dopiero drugiego dnia dociera do mnie fakt, że przecież zrealizowałem swój cel, pokonałem bardzo trudną trasę w górach (przewyższenie +3930 -3930), zmieściłem się w limicie z 4 godzinnym zapasem, uzbierałem niezbędne punkty tym samym będę mógł wziąć udział w losowaniu ( bieg CCC) w ramach festiwalu UTMB. Jednym słowem RADOŚĆ
p.s. dzisiaj czekam na wyniki losowania CCC, ciesząc się że dopiąłem swego i zrealizowałem cel na rok 2017, i z dobrym nastawieniem wchodzę w nowy rok gdzie wszystkie plany zweryfikuje wynik losowania
🙂